Podlasie to jedno z najbardziej fascynujących miejsc na mapie Polski. To bowiem kraina, w której żyją obok siebie przedstawiciele wielu kultur i religii, co upodabnia ją do dawnych Kresów Rzeczpospolitej znanych chociażby z sienkiewiczowskiej prozy. Ponadto historia regionu jest bardzo interesująca – choć miejscami trudna i bolesna. Jednocześnie mówimy o terenie dotkniętym przemysłową i urbanizacyjną działalnością człowieka w stopniu mniejszym niż w innych częściach kraju, dzięki czemu Podlasie cały czas zachowuje sporą dawkę naturalnej dzikości. To wszystko powoduje, że przyjeżdżający tam mieszkaniec wielkiego miasta ma wrażenie obcowania z zupełnie innym życiem i wolniej płynącym czasem. Warto przy tym zauważyć, że pomimo wzrostu ruchu turystycznego cały czas istnieją na Podlasiu atrakcję niedostrzegane przez część przewodników i pomijane przez osoby przybywające tu tylko na weekendowe wypady. Dlatego też prezentujemy subiektywną listę miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić przebywając w tej części Polski – i to pomimo ich nieobecności w wielu zestawieniach typu „must see”.
1. Choć dokładna liczba wyznawców prawosławia w naszym kraju nie jest znana, a dane statystyczne dotyczące tego niekatolickiego wschodniego odłamu chrześcijaństwa są mocno rozbieżne (od 150 tys. do nawet pół miliona), to nikt nie ma wątpliwości, że najwięcej członków polskiej autokefalicznej Cerkwi żyje na Podlasiu. To tutaj najłatwiej natrafić na prawosławną parafię czy inny obiekt sakralny – w tym miejsca kultu o najwyższej randze i najdłuższej tradycji. Z pewnością przewodniki zaprowadzą większość turystów – niezależnie od ich religijnej czy światopoglądowej orientacji – zainteresowanych tą mniejszością wyznaniową, jej zwyczajami i zabytkami do monastyru (klasztoru) w Supraślu, największej w Polsce cerkwi (p.w. Świętego Ducha w Białymstoku) czy na Górę Grabarkę. Zaufanie utartym szlakom może jednak spowodować przeoczenie skitu w Odrynkach – jedynej w Polsce prawosławnej pustelni. Miejsce prezentuje niezwykłe walory kulturowe i przyrodnicze (a dla wyznawców prawosławia także religijne). Najbardziej niesamowita jest jednak atmosfera, którą wyczuwają również osoby nienależące do tej wspólnoty wyznaniowej. Skit znajduje się w rozlewiskach Narwi, tak że zabudowania otoczone są wodą (szczególnie wiosną i jesienią) oraz potężnymi łąkami (dominują latem). Dojść do nich można długą, liczącą sobie 800 metrów kładką lub dojechać samochodem (co warto przemyśleć co najmniej kilka razy biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne i możliwości pojazdu). Choć skit Świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich w Odrynkach powstał w okolicy o bogatych tradycjach życia pustelniczego, to istniejący obecnie obiekt ma zaledwie kilkanaście lat. Jego historia zaczęła się w roku 2008, gdy dotychczasowy zwierzchnik monasteru w Supraślu archimandryta (tytuł zbliżony do zachodniochrześcijańskiego opata) Gabriel nie przyjął nominacji na prawosławnego biskupa przemysko-gorlickiego, gdyż nie chciał opuszczać Podlasia. Wtedy też został odsunięty od obowiązków w klasztorze i rok później rozpoczął życie pustelnika, tworząc od podstaw wszystko, co składa się na obecny skit. Sam duchowny zmarł w roku 2018, jednak pozostał w Odrynkach, gdyż został tam pochowany.
2. W ostatnich latach popularnością wśród turystów cieszą się Kruszyniany kojarzone z kulturą i tradycją polskich Tatarów. Wiele osób jadących w te strony pomija jednak inne, niezwykle atrakcyjne i warte zobaczenia miejsce znajdujące się przy najpopularniejszej trasie z Białegostoku do Kruszynian przez Krynki. Mowa o Silvarium, czyli położonym we wsi Poczopek swoistym muzeum lasu zorganizowanym w lesie. Nie jest to jednak – jak mógłby ktoś przypuszczać – kolejna ścieżka edukacyjna. To prawdziwy park rozrywki i edukacji znajdujący się na obszarze kilkudziesięciu hektarów Puszczy Knyszyńskiej. Obiekt, oczywiście, oferuje zdobycie wiedzy poprzez klasyczną formę – lekturę tekstów informacyjnych – jednak nie poprzestaje na niej. Dlatego też w Silvarium zobaczymy również strigiforium, czyli dom sów, ule (w tym oszklony ul pozwalający zajrzeć do środka pszczelego życia społecznego), „Galerię na skraju puszczy” prezentującą zwierzęta i owady występujące w okolicy, drewniane i kamienne rzeźby, „wystawę” megalitów – wielkich skał ułożonych w stylu przypominającym Stonehenge oraz oczywiście różne gatunki drzew wraz z opisami ich samych oraz procesów zachodzących w przyrodzie. A to wszystko w zadbanej i uporządkowanej scenerii (ścieżki, mostki), którą zaaranżowano jednak z zachowaniem części naturalnego, dzikiego charakteru. Cena? Zupełnie za darmo! Wystarczy podjechać i zaparkować samochód na sporym parkingu.
3. Gdy budzimy się rano i na poły rozbudzeni zaparzamy kawę oraz zaspanymi oczy szukamy w lodówce mleka niekoniecznie nasze myśli kierują się w stronę refleksji nad składnikami używanymi w procesie kofeinowego przebudzania organizmu. Gdy jednak zdarzy nam się pomyśleć o produktach, to uwagę skupiamy raczej na kawie. Wszak może być – i tak jest najczęściej – Arabika, ale też Robusta albo Liberika. Każda zaś ma swoje rodzaje, które dodatkowo możemy parzyć na odmienne sposoby i mielić na różną grubość. A mleko? Mleko to mleko. Najczęściej pasteryzowane z butelki lub UHT z kartonu, 2 albo 3,2 procent zawartości tłuszczu. Cóż się nad tym zastanawiać, prawda? Tymczasem ignorowanie mleka to poważny błąd – i to nie tylko w sztuce parzenia kawy, która w swojej najbardziej ortodoksyjnej formie uznaje dodawanie krowiej wydzieliny do czarnej substancji za herezję. Mleko wszak także ma swoje odmiany – najbardziej rozpowszechniona i „mleczna” rasa holsztyno-fryzyjska nie jest jedyną, a mleko krowie to tylko jedno z wielu. Dodatkowo jego produkcja to proces skomplikowany na wielu płaszczyznach, a historia spożycia odzwierzęcej cieczy ściśle wiąże się z dziejami ludzkości. To właśnie dlatego będąc w województwie podlaskim nie powinniśmy pomijać Centrum Tradycji Mleczarstwa – Muzeum Mleka w Grajewie. Obiekt pozwala gościom (małym i dużym, bo ekspozycje są niezwykle różnorodne) poszerzyć wiedzę na temat tego kluczowego składnika diet wielu narodów świata. Poznamy w nim więc historię tworzenia się tolerancji laktozy u niektórych grup etnicznych (setki milionów ludzi utraciło tę zdolność w późnym dzieciństwie), metody tworzenia rozmaitych produktów (zarówno znanych nam serów, jogurtów i kefirów jak i obcego polskiej tradycji kumysu) oraz zawiłości procesów technologicznych umożliwiających milionom Polaków otwieranie każdego poranka lodówki w celu przyprawienia części baristów o ból głowy z powodu dodawania mleka do kawy.
4. Gigantyczna XIX-wieczna carska twierdza nigdy niezdobyta przez wroga. Brzmi intrygująco? A gdy do tego dodamy fakt, że zwiedzać mogą ją – tylko w towarzystwie przewodnika – w zasadzie wyłącznie obywatele Polski (obcokrajowców dotyczy obowiązek złożenia w Warszawie wniosku, na który odpowiedzi udziela Ministerstwo Obrony Narodowej), ale i oni muszą się wylegitymować oraz przestrzegać określonego reżimu (zakaz fotografowania), robi się jeszcze ciekawiej. Historia tego miejsca jest jednak bardzo smutna, gdyż wiążę się z jedną z najbrutalniejszych bitew I wojny światowej, podczas której Niemcy wykorzystali przeciwko nieprzygotowanym na taką okoliczność Rosjanom broń chemiczną. Mowa o Twierdzy Osowiec, która w zamyśle twórców miała bronić – i istotnie broniła – Carskiego Imperium przed niemiecką ofensywą od strony Prus Wschodnich. Gigantyczny obiekt nad Biebrzą stawiał czoła wielomiesięcznej nawałnicy żołnierzy Wilhelma II i nigdy nie został zdobyty. Niemcy weszli bowiem do niego dopiero po ewakuacji wojsk rosyjskich (na co wpływ miała jednak także ogólna sytuacja na froncie wschodnim I wojny światowej). Wcześniej w Osowcu doszło do użycia przez atakujących gazu, który zmieniał kolor trawy i zrzucał z nieba na ziemię martwe ptaki, a wdzierając się do płuc obrońców stawał się kwasem solnym dosłownie rozpuszczającym ludzi od wewnątrz. Gdy więc chwilę po zastosowaniu broni chemicznej Niemcy weszli do twierdzy, nie spodziewali się kontrataku garstki ocalałych – poparzonych i kaszlących… własnymi płucami, co znane jest jako „atak umarłych”. Widok był tak przerażający, że napastnicy nie byli w stanie zdobyć Osowca bronionego przez kilkadziesiąt osób i uciekli. Wycofując się później Rosjanie wysadzili część obiektu, który po I wojnie światowej zaczął być używany przez Wojsko Polskie. Tak jest do dzisiaj i to właśnie dlatego zwiedzanie Twierdzy Osowiec znacząco różni się od typowej turystyki.
5. Nieopodal Osowca przebiega droga zwana Carską Szosą. Jej powstanie – podobnie jak w przypadku twierdzy – wiąże się z rosyjskimi inwestycjami obronnymi z XIX wieku. Dla turystów ważny jest jednak nie tyle sam trakt, co miejsca, przez jakie przebiega oraz towarzystwo, na które możemy natrafić. Szosa na sporym odcinku przecina bowiem Biebrzański Park Narodowy, a jadąc nią (koniecznie powoli!) możemy zatrzymać się w celu obcowania z dziką przyrodą, co ułatwiają ścieżki edukacyjne oraz kładki pozwalające na spacer po terenach bagiennych. Przejazd szosą jest jednak sporym wyzwaniem dla kierowcy – i nie chodzi tu wcale o stan nawierzchni, co do której nie można mieć większych zastrzeżeń – ale wysokie prawdopodobieństwo napotkania na przebiegające tamtędy zwierzęta, w tym łosie. Przed zagrożeniem (bo w tych kategoriach należy rozpatrywać wtargnięcie na jezdnię ważącego do 700 kg przedstawiciela jeleniowatych) ostrzegają bardzo oryginalne znaki drogowe. Przeczytać możemy słowa takie jak: „jedź łośtrożnie”, „łosiostrada – zwolnij” czy „uwaga – łosie na Carskiej Szosie”.
6. Wielu z nas myśląc o Podlasiu ma od razu przed oczyma żubra – największego europejskiego ssaka lądowego. Owo zwierze to bez wątpienia najbardziej rozpoznawalny element regionu, a olbrzymia część turystów skupia swoją uwagę właśnie na nim i szuka okazji, by go zobaczyć. Ostatni punkt na liście nie jest jednak miejscem, w którym najłatwiej natrafić na owego ssaka żyjącego czy to dziko czy w hodowli. Przeciwnie – chodzi o obszar w województwie podlaskim, na którym można w restauracjach trafić na… pierogi z żubra. Jest to oczywiście teren trudny do jednoznacznego wskazania, gdyż menu bywa sezonowe oraz ulega zmianie, a serwować takie mięso można wszędzie, gdzie się tylko chce. Niemniej jednak będąc na Podlasiu – szczególnie w okolicach Puszczy Białowieskiej, ale nie tylko – warto mieć w pamięci możliwość zjedzenia obiadu z tego gigantycznego przedstawiciela przeżuwaczy. Wszak w większej części kraju takiej okazji z pewnością mieć nie będziemy.
Michał Wałach