Świadomie lub też nie – każdy z nas miał z nimi styczność. Najłatwiej natrafić na nie w Internecie, jednak prasa czy telewizja nie stanowi dla nich żadnego wyjątku. Ich wspólnym mianownikiem jest szerzenie dezinformacji w przestrzeni publicznej. Mowa oczywiście o fake newsach, których głównym zadaniem jest wprowadzenie w błąd odbiorców.
Przeanalizujmy sobie proces powstawania i funkcjonowania fake newsów w mediach. Rzecz jasna najbardziej sprzyjają im Internet i media społecznościowe, jednak media tradycyjne również mogą stanowić ich źródło.
Na początku łańcucha znajdują się oczywiście twórcy fake newsów. Autorzy dezinformacji nie przestają zaskakiwać kreatywnością – zakładają konta nieistniejących osób lub fałszywe konta instytucji, podszywają się pod specjalistów w określonej dziedzinie. Publikują memy, tweety, artykuły, a nawet treści naukowe. Wszystko to inspirowane jest bieżącymi lub historycznymi zdarzeniami przy
jednoczesnym zbudowaniu pozornej autentyczności internetowego kłamstwa opatrzonego zabarwieniem emocjonalnym.
Jednym słowem fake newsy mają szokować, przyciągać uwagę, wywoływać sensacje i poruszać emocje. Bez tego zdecydowanie trudniej byłoby im zaistnieć. Inaczej mówiąc, trafić na podatny grunt – najlepiej lidera opinii publicznej, który przekaże nieprawdziwą treść dalej.
Kim jest lider opinii publicznej? Osoba, która posiada olbrzymie zasięgi. Bez znaczenia czy jest to polityk, dziennikarz, celebryta czy influencer. Często zdarza się, że ów lider sam nie jest świadom tego, iż szerzy dezinformację. Staje się narzędziem w rękach autora fake newsa, którego celem jest krzywdzenie konkretnych osób, podważanie autorytetu danej instytucji czy sianie propagandy.
Jednak równie często osoba o dużych zasięgach celowo podaje fake newsy dalej. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Tak skonstruowany jest świat mediów społecznościowych. Kto ma followersów, ten ma władzę w Internecie, a za tym wszystkim idą pieniądze. Bardzo duże pieniądze.
Podanie dalej fake newsa, który porusza tłumy użytkowników jest niezwykle opłacalne. Przecież dezinformacja głównie żeruje na emocjach odbiorców. Dla przykładu na popularnym Instagramie posty największych influencerów opatrzone lokowaniem produktu wyceniane są nawet na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Mechanizm jest czysto egoistyczny i nad wyraz opłacalny. Co zaskakujące nikomu nie można przypisać za to odpowiedzialności. Dlatego też tak bardzo ważna jest edukacja społeczeństwa w tym zakresie. Każdy użytkownik Internetu powinien weryfikować pojawiające się treści i zapoznać się z procesami towarzyszącymi machinie, jaką jest ogólnie pojęta dezinformacja, o czym wkrótce.