Zaczynał w słynnym Manchesterze United. Później przez lata był gwiazdą Norwich City. Miał sławę, pieniądze i powodzenie u kobiet – a więc wszystko, co współczesny świat określa mianem sukcesu. Nie był to jednak prawdziwy sukces. Philip Mulryne przestał czuć pustkę dopiero wtedy, gdy otworzył swoje serce na Pana Boga.
Życie Philipa Mulryne’a to wręcz modelowy przykład tego, jak sukces – rozumiany na modłę popkultury i współczesnych „standardów” – nijak nie odpowiada na realne potrzeby człowieka. Piłkarz miał wszystko, co powinno dać mu szczęście. Nie dało.
Ani pieniądze (a zarabiał nawet 600 tys. funtów rocznie), ani powodzenie u kobiet, ani sława i świetna kariera, w tym stałe miejsce w reprezentacji kraju. Nic z tych spraw nie zapełniło w jego sercu pustki. A można wręcz powiedzieć, że to właśnie sukces rozumiany wedle współczesnych wzorców spowodował jego wewnętrzny smutek.
Z czasem Philip Mulryne zaczął wracać do wiary katolickiej i poczuł, że to dobry kierunek. Że w relacji z Panem Bogiem może odnaleźć to, czego potrzebuje. Wrócił do rodzinnej Irlandii Północnej, gdzie zaczął angażować się w pracę charytatywną na rzecz bezdomnych, zaczął regularnie chodzić do kościoła i się modlić.
W końcu były piłkarz zdecydował się w pełni poświęcić swoje życie Panu Bogu. Wstąpił do seminarium w Belfaście. Studiował także w Rzymie. Z czasem postanowił zostać zakonnikiem i w roku 2017 został wyświęcony na księdza w zakonie dominikanów. Obecnie pracuje w jednej z parafii w irlandzkim Cork. I jest szczęśliwy.
Źródło: przegladsportowy.onet.pl
Fot.:True Light Catholic Media/YouTube