Wezmę telefon do toalety – szkoda marnować czas, gdy można sprawdzić, co się dzieje na świecie. W tramwaju? Przecież się nudzę, więc to oczywiste, że skroluję Fejsa. Sen? Jasne, tylko jeszcze szybko sprawdzę co tam na Instagramie. Budzik? Tak, mam go w telefonie i przeglądam social media tuż po przebudzeniu. Dodatkowo kontroluję co tam słychać gdy jem, pracuję, stoję w korku, rozmawiam ze znajomymi.
Część z nas postępuje w sposób opisany wyżej. Jedni mają tylko niektóre „objawy”, drudzy – większość lub nawet wszystkie. Łączy je jedno: mogą oznaczać występowanie FOMO, nieoficjalnej choroby cywilizacyjnej XXI wieku, na którą najsilniej narażeni są młodzi ludzie.
FOMO to skrót od angielskich słów „fear of missing out”, co możemy przetłumaczyć jako strach przed przegapieniem czegoś lub pominięciem jakiejś informacji, a w luźniejszy językowo, ale celniejszy merytorycznie sposób, jako obawę przed odłączeniem do internetu. To bowiem właśnie sieć stanowi miejsce pojawiania się treści, od których osoba z FOMO jest uzależniona. Najpopularniejsza definicja mówi z kolei, że FOMO to „wszechogarniający lęk, że inne osoby w danym momencie przeżywają bardzo satysfakcjonujące doświadczenia, w których ja nie uczestniczę” (Andrew K. Przybylski). I z owym lękiem cierpiący na FOMO próbują sobie jakoś radzić.
W FOMO chodzi więc nie tyle o reakcję na brak internetu jako takiego, co raczej wynikający z pozostawania offline zanik możliwości odświeżania portali społecznościowych, elektronicznej poczty czy serwisów informacyjnych. Człowiek cierpiący na tę realną, choć nieoficjalną – bo nie występującą w żadnych zestawieniach – chorobę obawia się stanu, w którym coś się dzieje, ale on o tym nie wie. Boli go brak informacji, niemożność jej udostępnienia, ryzyko wypadnięcia z obiegu i posiadanie gorszych – jego zdaniem – przeżyć.
Ważnym elementem owego schorzenia jest bowiem także potrzeba życia życiem innych połączona z obawą o to, że bawią się oni lepiej od nas oraz przekonaniem, że nasza codzienność należy do mało interesujących w przeciwieństwie do tego, z czym regularnie obcują nasi znajomi. Taka postawa oczywiście nie znajduje realnego uzasadnienia i stanowi efekt mieszanki kompleksów, naiwnej idealizacji części świata (wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma) i niedostatku kompetencji cyfrowych. Użytkownik błędnie zakłada bowiem, że to, co widzi w internecie, jest rzeczywiste. Tymczasem tak naprawdę ludzie dzielą się w social mediach wyłącznie tym, czym chcą. To właśnie dlatego wszyscy na Facebooku czy Instagramie są szczęśliwi, jedzą pyszne i zdrowe posiłki, uprawiają sport, jeżdżą na egzotyczne wakacje oraz są na wszelkie możliwe sposoby atrakcyjni fizycznie. W rzeczywistości jednak zdjęcia obiadów w wersji fit są prezentowane chętniej niż schabowy z ziemniakami, selfie z joggingu pokonuje relację z wieczoru spędzonego przez telewizorem, wakacje w Azji zyskują więcej udostępnień niż kopanie grządek na działce, a o poprawianiu wizerunku przy pomocy programów graficznych nikomu mówić chyba nie trzeba. Niestety wiara w nierzeczywistą rzeczywistość internetową wpływa negatywnie na samoocenę, na co narażeni są szczególnie ludzie młodzi.
Ponadto osoby z FOMO w specyficzny sposób reagują na odłączenie, a niektóre „objawy” mają naturę nie tylko emocjonalną, ale i fizyczną lub psychiczną. Najczęściej w sytuacji bycia offline pojawia się poczucie nudy (15 proc. ogółu populacji i 34 proc. przedstawicieli tzw. wysokiego FOMO), wrażenie wypadania z obiegu (12 i 34) oraz poczucie samotności (12 i 30). Niepokój odczuwa 12 proc. z grupy ogólnej i 29 proc. z high FOMO, a strach analogicznie 8 i 22 proc. Objawy fizyczne występują u ponad 1/5 osób z najpoważniejszą formą przypadłości. Nudności, zawroty głowy czy bóle brzucha są reakcją na brak dostępu do sieci u 8 proc. osób z grupy ogólnej i aż 23 proc. z high FOMO, zaś zwiększona potliwość u 7 i 21 proc. – czytamy w publikacji pt. „FOMO. Polacy a lęk przed odłączeniem – raport z badań” autorstwa Anny Jupowicz-Ginalskiej, Justyny Jasiewicz, Małgorzaty Kisilowskiej, Tomasza Barana i Aleksandra Wysockiego (Warszawa 2018).
Problem jest więc poważny, zaś jego skala – olbrzymia. „Badania wykazały, że wysoko sfomowanych jest 16% polskich internautów, kolejne 65% należy do grupy średnio sfomowanej (ang. mid FOMO), zaś jedynie 19% – do grupy o najniższym FOMO (ang. low FOMO). Warto wspomnieć, że liczbę internautów w kraju szacuje się obecnie na 26,9 mln osób (PBI, 2018). Oznacza to, że na FOMO cierpi kilka milionów polskich użytkowników Sieci od 15 roku życia wzwyż” – podają twórcy analizy.
Płeć nie ma większego wpływu na narażenie na ów problem, a minimalnie bardziej zagrożeni są mieszkańcy dużych miast w stosunku do ludzi pochodzących ze wsi. Istotnym czynnikiem różnicującym jest natomiast wiek. Okazuje się bowiem – co nie stanowi zresztą zaskoczenia – że problem wysokiego FOMO dotyczy w największym stopniu młodzieży oraz ludzi w początkowej fazie okresu dorosłości.
Osoby z high FOMO w przytoczonym wyżej badaniu trzy-, a nawet czterokrotnie częściej niż ogół populacji odpowiadały na poniższe pytania mówiąc, że zdanie jest całkowicie prawdziwe (reszta twierdziła, że są nieprawdziwe lub prawdziwe jedynie częściowo): Obawiam się, że inni ludzie mają więcej doświadczeń, z których są bardziej zadowoleni niż ja (74 proc.) / Obawiam się, że moi znajomi mają więcej doświadczeń, z których są bardziej zadowoleni niż ja (69 proc.) / Martwi mnie, gdy się dowiaduję, że moi znajomi bawią się beze mnie (80 proc.) / Niepokoi mnie, gdy nie wiem, jakie plany mają moi znajomi (55 proc.) / To dla mnie ważne, by dobrze rozumieć dowcipy typowe dla moich znajomych (76 proc.) / Zastanawiam się, czy nie poświęcam zbyt wiele czasu, żeby być na bieżąco (69 proc.) / Martwi mnie, gdy tracę okazję do spotkania ze znajomymi (78 proc.) / Gdy dobrze spędzam czas, to jest dla mnie ważne, by opisać to w Internecie (55 proc.) / Martwię się, gdy przeoczę jakieś spotkanie planowane przez moich znajomych (76 proc.) / Podczas wakacji, sprawdzam, co się w tym czasie dzieje u moich znajomych (68 proc.).
Jednak i niższy poziom FOMO wiąże się z niekorzystnymi nawykami. Przykładowo: na serwisy społecznościowe zaraz po przebudzeniu wchodzi aż 49 proc. osób z high FOMO, ale i w grupie ogólnej (wszyscy) mówimy o 25 proc. czyli 1 osobie na 4. To nie mało. Przy posiłku fejsika skroluje 38 proc. osób z wysokim stopniem natężenia przypadłości i 20 proc. ludzi w ogóle. Grupa high FOMO zawsze prezentuje dane postawy częściej, ale i ogół społeczeństwa w nierzadko zachowuje się nagannie. 11 proc. osób spogląda na social media w trakcie przechodzenia przez uliczne pasy, 9 – w teatrze i kinie, 42 – podczas podróży, 9 – w trakcie prowadzenia samochodu, 12 – na ważnych spotkaniach ze znajomymi, a 37 proc. – tuż przed snem. Część zachowań jest więc niebezpiecznych i niezgodnych z prawem, wszystkie zaś są w mniejszym lub większym stopniu niewłaściwe.
Z kolei – jak zauważa dr Tomasz Rożek w filmie pt. „Co się stanie gdy się odłączysz? FOMO” (YouTube/Nauka To Lubię) – spoglądanie na smartfona tuż przed snem pogarsza jego jakość, co negatywnie wpływa na kondycję człowieka (zmęczenie, niewyspanie) i skutkuje gorszymi wynikami w nauce lub pracy. Ponadto ze słów popularyzatora nauki wynika, że spełnienie potrzeby bycia dobrze poinformowanym powoduje w mózgu reakcję zbliżoną do… zażywania narkotyków.
Co więc robić, by nie stać się „cyfrowym ćpunem” lub wyrwać się z sideł FOMO? W publikacji pt. „FOMO. Polacy a lęk przed odłączeniem – raport z badań” autorzy wskazują na konieczność pracy nad dwoma obszarami. To doskonalenie kompetencji cyfrowych oraz realizacja potrzeby przynależności. W obszarze pierwszej kwestii należy więc kontrolować swoją aktywność w social mediach, ograniczać czas korzystania z internetu i smartfona, znaleźć sobie zajęcie poza siecią, zmniejszać ilość kontaktów cyfrowych, by mieć więcej do powiedzenia znajomym na żywo oraz nie korzystać z urządzeń mobilnych podczas spotkań z drugim człowiekiem. Kolejny aspekt polega zaś na nawiązywaniu i utrzymywaniu relacji w „realu”, w tym posiadaniu hobby i grupy znajomych o podobnych zainteresowaniach, ćwiczeniu się w samodzielnych decyzjach, stawianiu granic, świadomości marnowania czasu w social mediach oraz ich luźnego powiązania z rzeczywistością. Rodzice z kolei winni dba o silne więzi rodzinne i poczucie przynależności, nie traktować urządzeń cyfrowych jako „smoczka” dla dużych dzieci, wspierać młodzież w rozwijaniu swoich pasji – także w ramach grup rówieśniczych, kontrolować zachowanie dziecka w sieci, ale też wspólnie z nim bawić się w rzeczywistości wirtualnej (gry) i rozmawiać o tym, co dzieje się w sieci oraz uczyć dzieci bezpiecznego zachowania w internecie. Dr Tomasz Rożek wskazuje z kolei, że ważnym jest, aby obowiązujących w domu zasad dotyczących tego gdzie i kiedy nie należy korzystać z telefonu przestrzegali również rodzice.
Widać więc wyraźnie, że najlepszym sposobem na zagrożenia i wyzwania wynikające z postępującej cyfryzacji życia społecznego, w tym towarzyskiego, jest sięgnięcie do korzeni – do relacji i zachowań znanych ludzkości od wielu pokoleń, do więzów rodzinnych i przyjaźni, do doświadczeń odbywających się twarzą w twarz, a nie ekran w ekran. I choć dla wielu ludzi zwykła rozmowa może jawić się jako nudna – i istotne jest ona pozbawiona tak licznych bodźców jakie zapewnia korzystanie ze smartfona – to właśnie owa „nuda”, którą raczej należałoby nazwać spokojem, sprzyja pogłębianiu relacji, prawdziwemu poznawaniu drugiego człowieka, a przez to i samego siebie. Ciężko zaś wyobrazić sobie lepszy sposób na problemy z tożsamością czy przynależnością, charakterystyczne dla młodości, niż właśnie autentyczna refleksja i uczciwe spojrzenie na siebie oraz otaczający świat.
Michał Wałach