Wakacje, ładna pogoda i więcej wolnego czasu zachęcają do korzystania z uroków lata i spędzania czasu na świeżym powietrzu – na przykład podczas przejażdżek rowerowych. Infrastruktura cały czas się poprawia, a ścieżki rowerowe pojawiają się jak grzyby po deszczu. Końcem ubiegłego roku wprowadzono przepisy, na podstawie których za zbyt szybką jazdę rowerem lub hulajnogą po chodniku można dostać mandat.
„Nowe zadania drogowe”, bo takie sformułowanie widnieje w rozporządzeniu, otrzymali strażnicy miejscy i gminni. Mogą oni zatrzymywać do kontroli rowerzystę lub osobę przemieszczającą się hulajnogą lub urządzeniem transportu osobistego (UTO). Z kolei mandat karny w wysokości 500 zł można otrzymać za nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu lub zbyt szybką jazdę po chodniku. I o ile pierwszy powód jest oczywisty i nie wzbudza raczej pola do interpretacji, to o drugim nie można już tego powiedzieć. Bo cóż kryje się pod sformułowaniem „zbyt szybka jazda”? W poszukiwaniu odpowiedzi najprościej byłoby zajrzeć do przepisów, bo przecież one powinny to precyzować.
Sięgamy zatem do kodeksu wykroczeń, a dokładnie do artykułu 86, bo w nim znajduje się omawiany przepis i czytamy:
Kto, kierując rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego albo poruszając się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch na chodniku lub drodze dla pieszych, nie porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego lub nie ustępuje pierwszeństwa pieszemu, podlega karze grzywny albo karze nagany.
Ustawodawca twierdzi, że „zbyt szybko” oznacza, że kierujący „nie porusza się z prędkością zbliżoną do prędkości pieszego”. No i precyzji nie ma tu nadal, bo jak ocenić, jaka jest prędkość pieszego? I co znaczy, że rowerzysta ma poruszać się z prędkością do niej zbliżoną? Sama próba zdefiniowania pojęcia „zbliżony” jest problematyczna, ponieważ każdy z nas ma inną percepcję i dla każdego może oznaczać co innego.
Bezpiecznie jest przyjąć, że chodzi o prędkość zauważalnie wyższą od prędkości przeciętnego pieszego, ale nie mamy pewności, czy o to w przepisie chodziło.
Jak widać, jego egzekwowanie przez strażników miejskich i gminnych pewnie będzie graniczyło z cudem i trudno spodziewać się patrolowania chodników w celu wystawiania mandatów za to przewinienie. Jeżeli jednak już do tego dojdzie, kierujący może nie zgodzić się z zarzutem i nie przyjąć mandatu. Wtedy sprawa zostanie skierowana do sądu, a ten może orzec grzywnę w wysokości maksymalnie pięciu tysięcy złotych.
/GGO/
Foto: zrzut z ekranu/Youtube.com