Niedawny protest pod londyńskim mieszkaniem Poliny Kowaliewej i amerykańskie sankcje nałożone 11 marca m.in. na Jelizawietę Pieskową oraz jej brata Nikołaja przypomniały światu o obecności w zachodnim życiu medialnym, kulturalnym, edukacyjnym, biznesowym, a nawet politycznym dzieci rosyjskich oligarchów oraz polityków, co przywróciło do debaty kwestię rozciągnięcia i na nich ekonomicznych restrykcji dotykających dotąd rodziców. Warto wobec tego zastanowić się czy takie działanie jest realizacją sprawiedliwości w życiu społecznym czy jednak nieuzasadnioną zemstą na dzieciach za czyny ojców.
Sprawiedliwość wedle klasycznego rozumienia to stała wola nadania każdemu prawa, jakie mu się należy (Iustitia est constans et perpetua voluntas ius suum cuique tribuere, Ulpian). Z kolei perspektywa katolicka mówi, że sprawiedliwość to cnota moralna polegająca na „stałej i trwałej woli oddawania Bogu i bliźniemu tego, co im się należy” zaś „w stosunku do ludzi uzdalnia ona do poszanowania praw każdego i do wprowadzania w stosunkach ludzkich harmonii, która sprzyja bezstronności względem osób i dobra wspólnego. Człowiek sprawiedliwy, często wspominany w Piśmie świętym, wyróżnia się stałą uczciwością swoich myśli i prawością swojego postępowania w stosunku do bliźniego. Nie będziesz stronniczym na korzyść ubogiego, ani nie będziesz miał względów dla bogatego. Sprawiedliwie będziesz sądził bliźniego (Kpł 19,15)” (Katechizm Kościoła Katolickiego). Natomiast potoczne rozumienie sprawiedliwości kładzie nacisk na uczciwość, dobro, bezstronność i traktowanie wszystkich tak samo lub w sposób taki, jak samego siebie.
Jak wobec tego traktować nakładanie sankcji na dzieci rosyjskich liderów, które osobiście nie są zaangażowane w kreowanie bandyckiej polityki Kremla?
Na wstępnie dokonywanej analizy należy zauważyć, że dzieci oligarchów i innych wpływowych oraz zamożnych Rosjan bardzo często prowadzą życie na poziomie nieosiągalnym dla „zwykłego śmiertelnika”, a poziom luksusu towarzyszący ich codzienności jest wręcz niewyobrażalny. Obserwując należące do nich instagramowe profile (a raczej to, co pozostało w sieci po ich usunięciu) można zauważyć, że mamy do czynienia ze stereotypowymi „złotymi klamkami”, tyle tylko, że w nowoczesnym wydaniu. Zabawa na prywatnych jachtach, zakupy w najdroższych butikach prestiżowych zachodnioeuropejskich miast, bankiety z udziałem finansowych elit, alkohole i dania najwyższej klasy, studiowanie na renomowanych światowych uniwersytetach, staże w niezwykle cenionych placówkach, życie, o jakim wielu czołowych celebrytów nie może nawet marzyć – to codzienność dzieci rosyjskich oligarchów.
Generalnie jednak większość ludzi nie miałaby pewnie problemów z ich zamożnością – szczególnie, że zazdrość jest postawą absolutnie naganną – gdyby nie źródło pochodzenia funduszy na tak dostatnie życie. Wiele wskazuje bowiem na to, że mieszkający na Zachodzie młodzi Rosjanie z tej grupy nie doszli do swojego statusu materialnego ciężką pracą, a korzystają z tego, co otrzymali od rodziców. Jednak i tutaj nie byłoby nic złego – rodzice mają prawo dawać dzieciom swoją własność i dowolnie dysponować majątkiem – gdyby nie fakt, że jeden czy drugi ojciec, ojczym, wujek lub dziadek to wpływowy urzędnik reżimu, który dopuszcza się na Ukrainie potwornych zbrodni przeciwko ludności cywilnej, zaś ekipie rządzącej na Kremlu nie od dziś zarzuca się także wiele innych nagannych działań. Dodatkowo postawa wielu rosyjskich liderów (z których część jest oskarżana przez niezależne instytucje o korupcję) zapewniających swoim krewnym życie na bajecznym poziomie materialnym kontrastuje ze skrajną biedą milionów Rosjan. A ów problem przybiera gigantyczne rozmiary. W kraju liczącym prawie 145 milionów mieszkańców blisko 30 milionów ludzi nie ma nawet dostępu do bieżącej wody, 35 milionów nie ma w domu toalety, 47 milionów musi radzić sobie bez ciepłej wody, 2 na 3 Rosjan pozostaje bez dostępu do prądu, kanalizacji, sieci gazowej lub grzewczej, zaś 1 na 3 Rosjan potrzebuje do przeżycia jedzenia z pomocy społecznej.
Oczywiście zwrócenie uwagi na tę kwestię nie ma na celu propagowania utopijnego i komunistycznego równania wszystkich do jednego, odgórnie ustalonego poziomu. Należy jednak odnotować, że w gronie wielu milionów Rosjan wykluczonych z dostępu do naprawdę podstawowych w XXI wieku dóbr z pewnością znaleźliby się ludzie niezwykle utalentowani lub najzwyczajniej w świecie pracowici, którzy bez najmniejszego problemu poprawiliby swoją sytuację materialną – i to bez budżetowych subsydiów – gdyby tylko im to umożliwiono. Niestety tak się nie dzieje, a niewyobrażalne i najpewniej niezasłużone bogactwo wąskiej grupy kontrastuje z często niezawinioną biedą szerokich mas społecznych, których jedyną „winą” pozostaje urodzenie się w nieuprzywilejowanej rodzinie lub poza Moskwą bądź Petersburgiem – ośrodkami, gdzie życie na standardowym europejskim poziomie nie należy do rzadkości.
A cóż dopiero gdy zestawimy sytuację dzieci oligarchów nie z losem młodzieńców z rosyjskiej prowincji, ale z młodymi Ukraińcami, którzy z powodu imperialnej polityki Kremla zostali pozbawieni jeszcze bardziej podstawowych spraw: możliwości kształcenia się, dostępu do opieki zdrowotnej, spędzania wolnego czasu z przyjaciółmi i w sposób zgodny z pasjami, pozostawania we własnej ojczyźnie (w tym w małej ojczyźnie), kontaktu z rodzicami, a niekiedy także w ogóle posiadania ich żywych i w końcu własnego życia. Bo niestety gdy jedni młodzi ludzie martwią się wyborem stroju na imprezę na jachcie, drudzy – zmarznięci i głodni – chowają się przed bombami przysłanymi przez rodziców tych pierwszych.
To dlatego miliony ludzi na całym świecie – choć ich ogląd może nie być tak fachowy jak refleksje filozofów i etyków, a młodzi Rosjanie nie są odpowiedzialni za działania rodziców – czują, że nie jest sprawiedliwym, by dzieci rosyjskich oligarchów nadal żyły w świecie zachodnim na poziomie sięgającym kosmosu, gdy brutalna inwazja pozbawia ukraińską młodzież marzeń, a nawet życia. Właśnie z tego powodu w londyńskiej dzielnicy Kensington kilka dni temu ludzie domagający się sankcji dla zamożnych Rosjan protestowali m.in. z hasłami „Twój tata jest mordercą”. Tam bowiem mieszka pasierbica (określana też jako córka kochanki) szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa. Kobieta za posesję wartą 25 milionów zapłaciła ponoć… gotówką. Niestety media wskazują, że mocnych banerów nie zobaczyła, gdyż w ramach niekończących się wakacji zwanych jej życiem wypoczywa obecnie… na jachcie oligarchy Olega Dieripaski. A to przecież tylko jedna osoba ze sporej grupy.
Czy więc sankcje wobec dzieci rosyjskich oligarchów należy uznać za sprawiedliwość czy raczej za krzywdzącą zemstę? Odpowiedzi niech każdy udzieli sobie sam.
Michał Wałach