30 stycznia 2022 roku mija czwarta rocznica śmierci polskiego himalaisty, Tomasza Mackiewicza w wyprawie na Nanga Parbat 2017/18. Zachorował na ślepotę śnieżną, chorobę wysokościową, a za przyczynę zgonu podaje się obrzęk płuc. Kochał góry tak bardzo, że oddał im się w niekontrolowany sposób. To było siódme i ostatnie podejście Mackiewicza pod Nangę. Pochłaniał góry jak szalony, ale w tym przypadku, góra pochłonęła go.
Pierwsze lata swojego życia spędził na wsi, w Działoszynie. Co prawda, bardzo mała wieś, ale jego zamiłowanie do matki natury było przeogromne. Przez całe życie poszukiwał spokoju i wolności, ale nie odnalazł ich na nizinach. Góry – to był raj dla Tomka, w którym czuł się sobą. Odnalazł spokój, szczęście i wolność. – Im jestem wyżej w górach, tym jestem bliżej Boga – wyznał.
„Eli, nie widzę twojej czołówki!”
Tak brzmiały pierwsze słowa po wejściu na szczyt Nanga Parbat przez Tomasza Mackiewicza. Po usłyszeniu tych słów, Elisabeth Revol z ekscytacji weszła w stan strachu i ogromnego niepokoju. W nocnej ciemności, zaczęli schodzić z ośmiotysięcznika, ale tylko jedno z nich przeżyło.
Nanga Parbat rządzi się swoimi prawami
Do śmierci zbliżył się zbyt bardzo, osierocając trójkę dzieciaków i żonę. Było to jedno z pierwszych wydarzeń w roku 2018, której wieść o nim, wstrząsnęła całym światem. Temperatura wynosiła ok. -50 stopni Celsjusza. W dodatku wchodzili bez tlenu i w stylu alpejskim – nie rozbijając obozu i skupienie się na jak najszybszym zdobyciu góry. Taka mieszanka jest “wybuchowa” dla zdrowia przeciętnego człowieka. Mackiewicz dorobił się choroby wysokościowej, ślepoty śnieżnej i licznych odmrożeń. Jego ostatnimi słowami były:
„Jest mi zimno, muszę odpocząć”
Po tych słowach, Elisabeth zostawiła zmarzniętego Mackiewicza na wysokości 7200 metrów. Jego zachrypnięty głos i usta pełne krwi nie napawały optymizmem. Jednak był pierwiastek nadziei dla bliskiego śmierci himalaisty.
– Słuchaj, Tomek, jesteśmy na 7200 metrach. Mam taką informację na swoim telefonie, że helikoptery mogą tu przylecieć, ale ja muszę zejść – mówi Revol.
Światło nadziei
Zeszła na wysokość ok. 6000 metrów, gdzie została obdarzona opieką medyczną i pomocą ze strony polskich himalaistów. Adam Bielecki i Denis Urubko byli himalaistami, którzy w tym samym czasie mieli w planach zdobycie szczytu K2. Jednak chęć pomocy dla Revol i Mackiewicza pokrzyżowała ich plany.
– Kiedy usłyszałem głos Revol, byłem szczęśliwy – wyznaje Denis Urubko
– Będziesz gwiazdą! – powiedział prześmiewczo Adam Bielecki do Elisabeth Revol, podczas ogrzewania się i picia gorącej herbaty.
Warunki atmosferyczne uniemożliwiły podjęcia akcji ratunkowej Tomasza Mackiewicza. Była to trudna decyzja, ale ekipa ratunkowa nie mogła ryzykować ratowanie życia, kosztem swojego. Tragedia, która poruszyła miliony Polaków, ale najbardziej dotknęłą rodzinę Mackiewicza. Płacz, nadzieja i strach regularnie towarzyszyły wszystkim członkom rodziny Tomasza od puszczenia informacji w media. Sama Elisabeth przeżyła ogromną traumę po śmierci na Nanga Parbat. Obraz zmarniętego mężczyzny i zachrypnięty głos Tomka były głównymi wątkami nocnych koszmarów Revol.
Za śmierć Tomasza Mackiewicza podaje się datę 30 stycznia 2018 – według aktu zgonu z Pakistanu. Jego ojciec nie tracił nadziei. Pomimo medialnego szumu, widział światło w tunelu, które uratuje Tomasza. Niestety, światło było zbyt małe, by uratować życie polskiego himalaisty.
Człowiek jest tylko mocny w stosunku do drugiego człowieka. W pyskówkach. W przekomażankach. Często opiera swoją wartość na materii, która jak wiadomo, a to górach najlepiej widać, jest po prostu tymczasowa. Z resztą, jak i sam człowiek.
– Tomasz Mackiewicz